wtorek, stycznia 17, 2012

18. Upsss






Mój eksperyment trwa już ponad tydzień i pojawiły się pierwsze efekty kuracji. Hurra!?
Nie do końca są one przeze mnie wyczekiwane, ale biorę je jako pozytyw. A mianowicie zaatakowały mnie pryszcze :/. Z jednej strony mnie to "cieszy", bo to znak, że skóra się oczyszcza z toksyn. A z drugiej jak tu nie straszyć ludzi?
Pojawiły się one na dekolcie, przede wszystkim na twarzy. Jeden dosyć pokaźny wyrósł mi przy nasadzie nosa, co uczyniło mnie niemalże damską wersją Mateusza Damięckiego :]

Z pomocą przyszła mi maseczka aspirynowa, w lekko zmodyfikowanej wersji. Do wykonania potrzebujemy:
+ 2-3 tabletki aspiryny
+ odrobinę wody (potrzebna jest do spulchnienia tabletek)
+ parę kropel olejku rycynowego

W małym kieliszku umieszczamy tabletki i dodajemy odrobinę wody tak, żeby zwiększyły swoją objętość. Rozdrabniamy je łyżeczką i wlewamy olej. Jeżeli z papki wydzieli się woda, to ją odlewamy.
W zależności w jaki sposób używam maseczki, czy na cała twarz czy tez punktowo, trzymam ją odpowiednio 15 minut lub minimum godzinę. Następnie zmywam ciepło wodą delikatnie masując.

Pozdrawiam,
Szarooka

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz