poniedziałek, sierpnia 27, 2012

51. Wypełniacz do koka



Pewnie większość z Was wykonywała sobie koka za pomocą skarpetki, bądź kupionego w sklepie wypełniacza. Ja używałam tej pierwszej metody, ale ostatnio ją lekko zmodyfikowałam dzięki znalezionemu w sieci pomysłowi (niestety nie pamiętam na jakiej stronie go znalazłam).

Modyfikacja jest banalna, bo polega na okręceniu naszej już uformowanej w 'donata' skarpetki pończochą :] w taki sam sposób  byśmy robiły koczka czyli:
- przygotowaną pończochę (czyli po obcięciu palców) przekładamy przez środek 'donata';
- naciągamy fragment na brzegi;
- rolujemy w dół;

Na koniec najlepiej przyszyć odstający bok do 'donata' i już. Wypełniacz gotowy :]

Sposób jak widać jest banalnie prosty, ale otrzymujemy wypełniacz, który ma same zalety:
- jest tani;
- możemy je same przygotować, nawet jeżeli mamy dwie lewe ręce;
- możemy przygotować parę w różnych rozmiarach;
- kolor wypełniacza dobieramy same, co sprawia, że jest idealnie dobrany do naszego koloru;
- i najważniejszy dla mnie punkt: wypełniacz jest,w przeciwieństwie do sklepowego, gładziutki i miękki. Nie czepiają się do niego włosy, nie plącze ich, dzięki temu się nie niszczą. Jest to dla mnie bardzo ważne ze względu na porowatość moich włosów. Osoby mające podobne włosy, wiedzą o czym mówię.
Sklepowy wypełniacz jest zrobiony z gąbki, przez co jest porowaty i według mnie, może mechanicznie uszkodzić nam włosy. Wolałam nie ryzykować, choć miałam parę podejść, żeby go kupić. Jednak jego powierzchnia i moje odczucia dotykowe skutecznie mnie odciągnęły od tego zamiaru.

Zachęcam do wykonania tym sposobem własnego wypełniacza.

Pozdrawiam,
Szarooka


sobota, sierpnia 18, 2012

50. Pachnący podkład


Uwielbiam, uwielbiam, uwielbiam podkład z Lily Lolo. To miłość od pierwszego użycia.
Podkład jest cudowny. Pięknie wtapia się w skórę. Daje bardzo naturalny efekt, pokrywa niedoskonałości, ale bez efektu zmalowanej lali. Na skórze utrzymuje się cały dzień, choć pod koniec dnia zaczynam się lekko błyszczeć, ale to dla mnie nie problem. Jeżeli miałabym opisać jego działanie jednym słowem, to najodpowiedniejsze byłoby słowo - upiększa.

Podkładów mineralnych używam od jakiegoś czasu. Wcześniej w mojej kosmetyczce gościł podkład z Everyday Minerals, który jest porównywalny w działaniu z LL, ale nie odpowiada mi do końca. Przede wszystkim ma gorsze opakowanie i słabiej wypada w zestawieniu ceny z objętością. Chociaż dzięki niemu nauczyłam się jak, przy mojej suchej skórze, korzystać z podkładów mineralnych.

Każda posiadaczka suchej skóry wie, że ciężko używać produktów w formie proszku, bo zazwyczaj podkreślają suche skórki, nawet jeżeli ich nie mamy, powodują uczucie ściągnięcia, czasami też wysuszają. Kiedyś na blogu Aliny, znalazłam wpis jak zmienić podkład mineralny w płynny. To było jak objawienie. Od tego momentu zaczęłam eksperymentować i mieszać mój LL z różnymi olejkami, sprawdzając przy tym jego działanie.

Najbardziej przypadły mi do gustu duet z olejkiem arganowym oraz z olejkiem z Alverde 'Porzeczka&paczula'. Tego drugiego używam obecnie częściej i to właśnie dzięki niemu wykonuje mój pachnący podkład. Wygląda to w ten sposób, że na dłoń wysypuję odrobinę podkładu (ilość dobieram sama w oparciu o to jak kryjący chce uzyskać efekt) i mieszam z kropelką olejku. Otrzymuję dzięki temu wystarczającą ilość do pokrycia całej twarzy.

Uwielbiam zapach tego olejku, uwielbiam też to jak pięknie współpracuje z LL i moją skórą. Pomimo lekko żółtego zabarwienia w opakowaniu, nie zmienia koloru podkładu. Ładnie się wchłania i utrzymuje buzię nawilżoną przez cały dzień. Twarz się po nim nie błyszczy, wygląda na wypoczętą i zdrową. Nie podkreśla oczywiście suchych skórek i nie wchodzi w zmarszczki ani też pory, o co można się obawiać.

Myślę, że ten duet jest super i sprawdzi się też u innych dziewczyn z suchą skórą. Niedługo też zrecenzuje olejek Alverde i podam moje 101 sposobów na niego.

Pozdrawiam,
Szarooka







poniedziałek, sierpnia 13, 2012

49. Porowatość włosów


Ostatnio na blogach zaroiło się od postów na temat porowatości włosów, więc postanowiłam dorzucić swoje trzy grosze. Poczytałam na blog Czarownicującej co nieco na ten temat i zrobiłam test, by mieć stuprocentową pewność.

Mój test wyglądał następująco:

1. Czy łatwo zmoczyć włosy?
Tak, łatwo przyjmują wodę.

2. Czy długo schną po myciu?
Raczej nie. Są całkowicie suche po około 1,5 godziny.

3. Czy łatwo się farbują, rozjaśniają?
Tak, nie mam z tym żadnego problemu.

4. Czy kolor się długo utrzymuje?
Farbuje włosy na  blond, ostatnio farbą Londy 12/9 i kolor utrzymuje się bardzo długo bez żółknięcia.

5. Czy dobrze reaguja na olej kokosowy?
Niestety olejowanie nim całych włosów kończyło się ich spuszeniem, więc obecnie używam go do końcówek.

6. Czy włosy łatwo upiąć/ułożyć wedle życzenia?
Tak. Moje włosy jeżeli je zakręce tymi sposobami potrafią trzymać się w nawet trzy dni, przy odpowiedniej pogodzie. Standardowo dwa :] Z upięciami też nie mam problemu.

Jak widać moje włosy są normalnie porowate. Wcześniej przez to, że źle je traktowałam, suszyłam, prostowałam, nieodpowiednio pielęgnowałam, były bardzo porowate.
Wiem, że moje włosy nigdy nie będą niskoporowate, ze względu na to, iż nawet w dzieciństwie bardzo mi się plątały, puszyły...

A Wy jakie macie włosy?

Pozdrawiam,
Szarooka



niedziela, sierpnia 05, 2012

48. MM


Świetny film o Marilyn. Wart obejrzenia, szczególnie ze względu na to, że dziś przypada 50 rocznica śmierci Boskiej MM...

Szarooka

47. Trzymam mocno kciuki, czyli rozdanie u Zielonego koszyczka


U Zielonego koszyczka rozdanie, w którym można wygrać zestaw kosmetyków EDM yupi :]

Pozdrawiam,
Szarooka

sobota, sierpnia 04, 2012

46. Jagodowe włosy


W przypływie mojej wesołej twórczości, postanowiłam schłodzić mój i tak jasny kolor włosów, który wydawał mi się nieco żółty (taaaa, słowo klucz - wydawał). W aptece kupiłam  roztwór wodny gencjany, który mi miał pomóc przeprowadzić mały eksperyment.
Na początek wykonałam delikatną płukankę, która dała równie delikatny efekt. Następnie stosując tylko sobie znaną zasadę logiki, postanowiłam dodać gencjanę w większej ilości do odżywki Isany i potrzymać ją około 15 minut.
To był błąąąąąąd!
Po zdjęciu ręcznika i czepka, moim oczom ukazała się jakże twarzowa i podkreślająca szare oczy jagodowa czupryna. Nigdy w życiu nie miałam aż tak ciemnych włosów, o oryginalnym kolorze nie wspominając. Po pierwszym szoku, zabrałam się do ratowania sytuacji. Pomógł mi szampon rumiankowy z Green Pharmacy wymieszany z odrobiną sody oczyszczonej. Umyłam tą mieszanką włosy parokrotnie, w wyniku czego miałam włosy były lekko wysuszone. Nabrały za to platynowego, dość sztucznego koloru z małymi fioletowymi końcówkami (na końcach mam nadal niewielkie pozostałości po wcześniej wykonywanych pasemkach).
W ciągu kilku dni dzięki olejowaniu i myciu włosów płynem Facelle doprowadziłam je do stanu sprzed eksperymentu. Odzyskałam też dawny kolor, który dzięki temu wyskokowi doceniłam i zauważyłam, że jest dla mnie idealny. Jasny, ale nie sztuczny, mimo farbowanie na jeden kolor - niejednowymiarowy. Również podkreśla moja cerę i eksponuje szare oczy.

Czy Wam też zdarzały się podobne wpadki?

Pozdrawiam,
Szarooka