wtorek, marca 27, 2012

38. Motywce (part 2)





Pozdrawiam,
Szarooka

niedziela, marca 25, 2012

37. Dieta Marilyn Monroe






Zawitała do nas wiosna (niestety, nie lubię tego okresu), na blogach i stronach internetowych pojawiło się dużo artykułów i postów o tym jak: 'schudnąć do lata', '100 sposobów na odchudzanie', ect. Ponieważ ja niedawno czytałam artykuł o diecie Marilyn, to chciałam się nim podzielić i wpisać odrobinę w panującą konwencję :]

Dieta, jak również rutyna treningowa Marilyn zmieniały się przez lata. Były uzależnione od jej finansów, nałogów, czyją w danym momencie była żoną, czy w danym czasie nie odchudzała się.
Podobno Marilyn nie była dobrym kucharzem i co z tego wynika, nie lubiła spędzać czasu w kuchni. Przez to też jadała najczęściej na mieście. Gdy zaś gotowała, przygotowywała rzeczy proste. Słynna stała się historia o tym, że lubi przygotowywać groszek z marchewką, ponieważ kombinacja kolorów była atrakcyjna.
Należy pamiętać, że Marilyn dorastała w okresie Wielkiego Kryzysu i w czasie II Wojny Światowej, ery, gdzie żywność i pieniądze były często skąpe. Ponadto, dorastała w rodzinach zastępczych i przebywała w sierocińcu, co sprawiło, że nie miała okazji dowiedzieć się na temat gotowania, zdrowia lub prawidłowego żywienia od matki jak przeciętne dziecko.
W 1940 Marilyn walczyła o przetrwanie, nie miała pieniędzy na zrównoważoną dietę. W tym czasie również, zaczynała pracę modelki, więc musiała być szczupła. Często miała tylko dolara dziennie na jedzenie (pamiętajmy, że był to 1940). Żywiła się wówczas hot dogami, masłem orzechowym, płatkami owsianymi, sokiem pomarańczowym, etc.
W 1950 była stale na diecie, do tego doszły problemy z narkotykami i alkoholem, które zakłócały jej nawyki żywieniowe. Przez to w latach 50 jej waga bardzo się wahała.
Dieta Marilyn podobna do nowoczesnych diet wysokobiałkowych(diet high-protein/low-carb) dzisiaj. Jadła dużo steków (czasami na śniadanie), jajek, sok z wątroby, grejpfruty i niektóre zielone warzywa. Kiedy potrzebowała stracić szybko na wadze, robiła płukanie okrężnicy. W tamtych czasach, uzupełniała swoje zdrowe nawyki żywieniowe poprzez rozciąganie, bieganie i podnoszenie niewielkich ciężarów. W związku z tym bardzo wyprzedzała swoje czasy.
W połowie lat pięćdziesiątych Marilyn zasmakowała w kuchni włoskiej, dzięki małżeństwu z Joe DiMaggio i  kuchni jego matki. By przypodobać się mężowi, zaczęła eksperymentować w kuchni i gotować proste potrawy z makaronu. Małżeństwo nie trwało długo, ale upodobanie do smaku kuchni włoskiej pozostało. Jadła makaron przez resztę swojego życia.
W okresach, kiedy nie musiała przestrzegać diety, jadła takie rzeczy jak hot dogi, kawior, żywności meksykańskiej i znowu steki (jej ulubiony potrawa). Podczas kręcenia 'Pokochajmy się' jadła dużo spaghetti i potraw z jagnięciny. Popijała to wódką i szampanem. 
Waga Marilyn utrzymywała się pomiędzy 52 a 54 kilogramami, choć podczas małżeństwa z Arthurem Millerem wzrosła do 63 kilogramów.
Podobnie jak w przypadku ślubu z Joe DiMaggio, Marilyn próbował przypodobać się mężowi poprzez nauczenie się kilku klasycznych żydowskich potraw.
W 1961 roku rozwiodła się z Millerem. Również w tym czasie usunięto jej pęcherzyk żółciowego. Jej typowe śniadanie w latach 1961-62 mogło składać się z białek jaj w koszulkach na oleju szafranowym, tostów, jajek na twardo lub grejpfruta. Typowy obiad to pieczona stek. Schudła prze to około 11 kilo i zagrała w filmie 'Something's got to give' w 1962 roku.Wyglądała szczuplej i lepiej niż prze wiele wcześniejszych lat. Kiedy zmarła, ważyła 53 kilogramy, mierząc 166 cm wzrostu.

Mam nadzieję, że ten post Was nie znudził i stanowił dla Was ciekawostkę historyczną.

Pozdrawiam,
Szarooka

wtorek, marca 20, 2012

36. Włosowy sprawdzian

Postanowiłam zrobić moim włosom pozimowy sprawdzian kondycyjny. Mój zimowy plan pielęgnacyjny zawarłam w tym poście.
Aby sprawdzian wypadł jak najbardziej obiektywnie, moje włosy umyłam tylko szamponem z Alterry 'Papaja i Bambus', pozwoliłam im wyschnąć naturalnie i poszłam do pracy w rozpuszczonych włosach (w torebce miałam przygotowane spin pin jak coś). Pewnie w tym momencie większość wlosomaniaczek miało lekką palpitacje, ale tak właśnie zrobiłam :]. Chciałam ocenić realną kondycję włosów bez żadnych polepszaczy.
Warunki do sprawdzianu były idealne, rano mgła i duża wilgotność, w pracy suche powietrze i klimatyzacja, po pracy ostry wiatr (pewnie nasuwa się Wam obraz spuszonego pudla).

Wyniki mojego sprawdzianu są następujące:
+ włosy po umyciu szamponem były puszyste, błyszczące, miękkie;
+ nie miałam problemów z ich rozczesaniem;
+ pomimo mgły się nie spuszyły, jedynie pasma wokół twarzy lekko się pofalowały;
+ w pracy ich wygląd się nie pogorszył, więc nie musiałam ich spinać;
+ na wietrze nieźle się potargały, musiałam rozczesaniu poświęcić dużo więcej czasu niż normalnie;

Podsumowując, kondycja włosów jest bardzo dobra. Widać, że zastosowana pielęgnacja im służy. Jedynie do końcówek włosów mam zastrzeżenia, ponieważ są dość mocno połamane. Nie wiem co mam z tym zrobić. Może macie jakieś sugestie? Byłabym wdzięczna. Na pewno je podetnę, ale szukam sposobu, żeby zapobiec temu w przyszłości.

Pozdrawiam,
Szarooka

Ps. Przepraszam, że tyle mnie nie było, ale nawał obowiązków i nie chcąca się przedłużyć o kilka godzin doba, dały mi się we znaki. Postaram się poprawić :]